Krótki komentarz do wydarzenia
8 października na Placu Solidarności, pomiędzy budynkami Parlamentu Europejskiego ziścił się cud. Nikt nie protestował, nikt nie wygwizdywał, nikt nie wzywał Pana Boga by ratował ludzkość od zagłady gender. Conchita Wurst, zwyciężczyni tegorocznej edycji telewizyjnego show - Eurowizji - przyjechała do stolicy Europy na zaproszenie 5 frakcji politycznych. Już sam ten fakt przyprawia o zdumienie. Reprezentaci różnych krajów, o różnych poglądach podjęli decyzję, że chcą razem promować równość
i tolerancję, której na świecie nieustannie brakuje, także w odniesieniu do środowiska LGBT (lesbijki, geje, osoby biseksualne i transgenderyczne).
Koncert Conchity, nazywanej "Królową Austrii", był częścią kampanii przeciwdziałającej homofobii
i dyskryminacji na tle seksualnym. Przesłanie wokalistki było jedno: "Nie musicie mnie kochać, po prostu mnie szanujcie". Wydarzenie przyciągnęło tłumy osób, pomimo niewielkiej promocji i deszczowej pogody. Nie sądzę, aby każdy był fanem, budzącej kontrowersję, kobiety z brodą. Wiem tylko, że ci którzy przyszli i poświęcili swój popołudniowy czas, nie mieli nic przeciwko temu kim jest ten człowiek, śpiewający na scenie oraz to co samym sobą manifestuje. I to właśnie jest piękne.
Dziś świętuję równy miesiąc za granicą. Z każdym dniem okazuje się, że tutaj każdy może czuć się jak u siebie. Jesteśmy różni, ale tolerujemy to. Nie odwracamy się wrogo za sobą na ulicy, po prostu wymieniamy uśmiechem. Celebrujemy każdy dzień, korzystając z wielu możliwości jakie daje nam to miasto. Z Brukselą lubimy się coraz bardziej.
*nagranie specjalnie dla Was! Piosenka Cher "Do You Believe in Love" w wykonaniu Conchity Wurst, prosto z Brukseli.